Rok 2008 niedługo się kończy. Choć symboliczny to podział, jak co roku wolę ustalić, że jest to początek kolejnego rozdziału w moim życiu. Nie robię idiotycznych postanowień noworocznych, bo większa szansa jest, że takowych dotrzymam, jeśli stworzę je w np. nieparzysty czwartek, niż, gdybym wymyślił je w amoku sylwestrowym.

Zdjęcie pokazujące istotę roku 2008 zmaterializowaną do postaci tuńczyka i zacnego piwa marki Poker.
Niechronologicznie – co rok 2008 mi przyniósł?
- Betonowy system psychicznej autoochrony stworzył psyhoRacego
- Uwierzyłem ponownie, że pływający w szambie odgrzewany latami kotlet zapewni mi szczęście. Zawiodłem się, zachłystując nieczystościami
- Trawiłem C2H5OH, sinusoidalnie, przy wysokich amplitudach
- Spełniłem wiele marzeń, moje życie stało się lepsze
- Z ekipą głosiłem nihilizm na Juwenaliach, wierząc, że to oryginalne
- Pierwszy raz straciłem pracę, po czym okazało się, że pracoholizm nie był dobrą drogą
- Raniłem, mimo, że chciałem absolutnie dobrze
- Relaksowałem się w idyllicznym słoneczku na plażach i placach świata
- Błądziłem, bardzo dużo błądziłem, przekonując się, że im dalej w las, tym więcej zabrudzonych chusteczek higienicznych
- Otoczyłem się gadżetami, co chociaż nie są miłe i ciepłe jak okład z młodych, kobiecych piersi, to pozwalają na chwile zapomnieć
- Po raz pierwszy w życiu zacząłem jeździć po świecie, odwiedziłem kilka miejsc w Polsce i za granicą, dystansując się do swego jestestwa
- Zobojętniały na cały świat wyjechałem na Woodstock, gdzie dokonała sie wulkAnizacja mego mózgu
- Perkusiście Lao Che oznajmiłem, że może szczerze żałować, że nigdy nie był pod sceną na koncercie swego zespołu
- Przeżyłem wszystko, doznałem wszystkiego, pełen koloryt i pełne spektrum doznań zostało mi zesłane, zupełnie trzeźwo
- Czułem się szczęśliwy, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że trzeba rozkoszować chwilę, bo nic nie trwa dłużej niż moment
- Utwierdziłem się w przekonaniu, że Szczecin jest miejscem gdzie każdy z każdym albo kiedyś kopulował, albo kopał obcokrajowca. A gdy przeszedłem z tym do porządku dziennego, dowiadywałem się o tym drugi raz. I trzeci. I czwarty. I kolejny.
- Uścisnąłem dłoń Pierwszej Personie Muzyki Alternatywnej – L.U.C, człowiekowi, którego strumień świadomości deklasuje wszystko co do tej pory poznałem. Pogratulowałem wytrwałości i faktu tworzenia
- Zgłębiałem meandry psychiki, kolejny raz przekonując się, że lepiej żyć w błogiej nieświadomości niż wiedzieć
- Pływałem amfibią ambiwalencji po galaktykach wyborów
- Kolekcjonowałem doznania, zamykając je w przepełnionych pudełeczkach
- Utwierdziłem się w stałym mym przekonaniu, że nigdy nie będę tolerował narkotyków w otoczeniu moim i moich bliskich
- Śpiewałem pod nosem: ‚Ja proszę, ja naprawdę nie chce nigdy być dorosły. Bo wszystkie dorosłe to są dziady wstrętne, ole’
- Łamałem sobie psychikę połamaną muzyką, zgłębiałem jak nigdy sztukę rytmu
- Zrozumiałem, że zakrzywienia czasoprzestrzeni to fakt – rozpocząłem studia na politechnice, skończę na uniwersytecie, nie zmieniając nawet promotora. PS + AR = ZUT. Conversion completed
- Bywałem szczęśliwy do granic możliwości, mimo, że zdawałem sobie sprawę, że wraz z nastaniem dnia intensyfikacja zmysłów ustanie
- Wszelkie piękno było nad wyraz piękne, a zło było nad wyraz złe
- Nie dostałem jak rok temu pod choinkę kocyka, który chociaż wywołał łzę i wzruszenie, to jak na ironię do dziś sprawia, że jest mi ciepło.
Więcej grzechów nie pamiętaj, homo sum et nihil humanum a me alienum esse puto. Carpe diem, bo panta rhei. Gdzie kucharek sześć, tam dwanaście sutków. Kwiecień – plecień, co przeplata, trochę zimy, trochę lata. I parę innych fajnych przysłów i cytatów.
Mimo tego, że nie zawsze było dobrze – życzę każdemu, aby w kolejnym roku przeżył (lub bardziej – doznał, bo wspomnienia są przecież subiektywne) chociaż promil tego co wyżej wymieniłem. Bo życie jest taką głęboką studnią z krystaliczną wodą, co zwykle jawi się jako dziura kloaczna po brzegi wypełniona ekstrementami. Ale należy zakasać rękawy i brać tą kakę, pokroić równo, konsumować jak pan Bóg kazał i prosić o jeszcze.
Więc proszę o jeszcze…
… i naprawdę boję się rutyny i szarości.
A Wam życzę poprawienia kolorytu bytu i trwałej pasji pod wszelką postacią. Enter.
Tagi: 2008, emo-shit, grzechy, podsumowanie, rok 2008, sentymenty, spowiedź, wspomnienia