Oi! Bogini z roślin powstała,
Miofilamentów od nastulat wyrzeknięta!
Twa Boskość choć chwalona przez licznych,
opiewana przez jednego.Oto i ja.
Zagubiony wśród betonu,
a w nim pasu zieleni poszukujący.Oto i ja. Zgubiony wśród zieleni,
a nań bloki betonu odnajdujący.W chaosie, gdy deficyt entropii stał się nieosiągalnym opus magnum Architekta,
na „M jak Metamorfoza” jawi mi się JEDNA Stała Uniwersalna.Idę w gąszcz i naiwnie wierzę.
Trzymam się liany, głupio ufam sobie.
Wyczuwam woń Stałej,
a Zmienne bez inicjalizacji omijam.
Wzdłuż krętych ścieżek żywego płotu do wrót Twej świątyni,
niczym nić Ariadny helisę DNA nasieniem plotę.Skąd pęd do flory? Wciąż szukam Przyczyny.
Przeto już jestem i szybko oddycham
Rozpostarte konary inspirują,
naglą do herezji wizją hedonizmu.
W trudzie wyciosany ten to totem.
Idę po grot, by zlać nas potem potem.Z namaszczeniem pielęgnuję gałązki.
Korę nacinam, by soki zbierać.
Ku lepszym plonom krępuję pnącza.
Te napinam w łuk strzelisty.
W stronę światła lampy sodowej.Kosztuję kojącego owocu u szczytu Twych wzgórz,
gładzę językiem odnogi nerwacji.
Wspinam się do kwiatostanu,
by posiąść życiodajny sok.W odpowiedzi na brak pytania,
wśród liści i kłód,
drewniane łoże
kwieciem usłane aż po grób.
Jak Euterpe i Erato w miłosnym uścisku.Oto abstrakt: skok w bok.
W krok. W spokój, poza mrok.
Wolna forma wypowiedzi, coś jak alkoholem wspomagany strumień świadomości, podczas rzepakowej wyprawy po wsi polskiej. Na temat. Z pozdrowieniami z Chmurnego Kukułczyna.
Tagi: kijwieco, poezja, proza, samo życie, szczecin